Henryk
Syn katyńskiej ofiary, deportowany do Kazachstanu 13 kwietnia 1940 r. w wieku 17 lat
Posłuchaj jego narracji
Sowieckie masowe deportacje
Narrator Henryk – Syn ofiary Katynia, deportowany na Syberię w wieku 17 lat
Życie w okupowanej przez Sowietów Polsce Wschodniej było ponure. Nie widzieliśmy mojego ojca, wujka i brata od początku wojny we wrześniu. Lokalnych urzędników zastąpili komuniści. Jedzenie stawało się coraz straszniejsze, a kolejki po chleb dłuższe. To była mroźna zima z tak małą ilością paliwa. Życie było ponure.
Ale nasze najgorsze obawy zdały sobie sprawę, gdy pewnej nocy obudziło nas głośne w drzwi i rosyjskie głosy Odkroytye dvyeree (otwórz drzwi). Był 13 kwietnia 1940 roku. Dwaj rosyjscy żołnierze, z członkami ukraińskiej milicji, a także lokalnego komitetu komunistycznego, krzyczeli na nas, żebyśmy szybko się ubrali i spakowali na podróż. Czytano nam absurdalne zarzuty o bycie śmiertelnymi wrogami rewolucji.
Gdy Mama gorączkowo się pakowała, cały czas płacząc, Dziadzio Karol i ja byliśmy trzymani na muszce. Żołnierze szukali broni, a nawet sprawdzali popiół na dnie pieca i w ruszcie przeciwpożarowym. Zaledwie pół godziny później zostaliśmy zmuszeni do włożenia broni palnej na tył wózka z obornikiem i zabrani w przenikliwie zimną noc. Nasi polscy sąsiedzi wyszli na pożegnanie – płakali i robili znak krzyża, gdy przechodziliśmy obok. Mama i Dziadzio nalegali, abyśmy trzymali głowy wysoko. Szliśmy szlachetnymi śladami naszych przodków, również siłą usuniętych przez Rosjan. Podobnie jak oni byliśmy niewinni. Naszą jedyną zbrodnią było być Polakiem.
Tej nocy podobne sceny rozgrywały się na całym Kresach Wschodnich, gdy tysiące Polaków wyciągano z płaczem ze swoich domów i zmuszano do bydlęcych wagonów. Była to część znacznie większego sowieckiego planu generalnego. W sumie od 1 do 2 milionów Polaków zostało deportowanych w głąb Rosji, na arktyczną północ i do Kazachstanu. Zorganizowane metodycznie, pod nadzorem Berii, odbyły się 3 fale – pierwsza 10 lutego, następnie 13 kwietnia i ostatnia w czerwcu/lipcu 1940 roku.
Tymczasem na stacji Podwołoczyska wsadzono nam śmierdzący, nieogrzewany wagon bydlęcy. Tutaj uderzyła mnie pełna skala tej ludzkiej tragedii. Musiało być 100 wagonów. Ponad 60 z nas zostało stłoczonych tylko w naszym. Podstawowe drewniane prycze zostały zbudowane po przeciwnych stronach, a z podłogi w rogu wycięto otwór, który miał służyć jako toaleta. Maleńkie okienko na samej górze było jedynym źródłem świeżego powietrza. W środku było ciemno, a powietrze zgniłe. Wkrótce byliśmy spragnieni. Następnie dźwięk strażników ryglujących i blokujących drzwi przesuwne. Zabrzmiał gwizdek i pociąg powoli odjechał. Jakie myśli wypełniły nasze głowy? Co by się z nami stało? Dokąd zmierzaliśmy? Czy kiedykolwiek jeszcze zobaczymy naszą ukochaną Polskę? Jak nasi ojcowie nas znajdą?
Kilka godzin później przekroczyliśmy granicę polsko-sowiecką. Wiele osób płakało, inni trzymali się nawzajem lub byli zagubieni we własnych myślach. Ktoś zaczął śpiewać polski hymn narodowy “Jeszcze Polska nie zginela, Kiedy my zyjemy” / “Polska jeszcze nie zginęła, dopóki żyjemy…” a inni zaczęli się przyłączać, aż wkrótce dźwięk śpiewu z bydlęcych wagonów przed nami i za nami wypełnił powietrze.
Podczas tej długiej i żmudnej podróży zatrzymywaliśmy się losowo na stacji, aby otrzymać skromne racje czerstwego chleba i małe wiadro wody. Zmarła stara pani Milewski, która coraz bardziej chorowała. Radzieccy strażnicy zabrali jej ciało i wyrzucili je z boku toru kolejowego. Słyszeliśmy później, że wcześniejsze deportacje 10 lutego, czyli przenikliwie zimnej nocy minus 40, pozostawiły zamarznięte ciała małych dzieci zaśmiecone wzdłuż torów.
Do tej pory dni stawały się coraz cieplejsze, chociaż w nocy było mroźno i skuliliśmy się razem, aby uzyskać ciepło. Najpierw jadąc na wschód, a następnie skierowaliśmy się w kierunku południowym. Z monotonnych rosyjskich równin krajobraz zmienił się po uralu. Wyjechaliśmy z Polski, a teraz wyjeżdżaliśmy z Europy. Oto Azja.
Minęły już ponad 3 tygodnie, odkąd opuściliśmy nasze domy. Nie umywszy się, byliśmy brudni, a wóz nędzny. Ludzie stawali się coraz słabsi z powodu braku jedzenia, zwłaszcza osoby starsze i małe dzieci. W końcu dotarliśmy do celu – Kazachstanu. Dziesięciu z nas zostało załadowanych z wagonu. Stojąc pośrodku niczego, w płaskim, suchym krajobrazie bez śladów zamieszkiwania, złożyłem Bogu obietnicę – tu nie umrę. Wrócę do Polski
Fakty
W sumie od 1 do 2 milionów Polaków zostało deportowanych w głąb Rosji. Groziła im praca przymusowa, nędzne warunki życia, głód…
Fakty
- W sumie od 1 do 2 milionów Polaków zostało deportowanych w głąb Rosji. Zmagali się z pracą przymusową, nędznych warunkami życia, głodem i chorobami. Co najmniej połowa zmarła.
- Na podstawie rezolucji Biura Politycznego z 2 kwietnia 1940 r. deportacje zorganizowano metodycznie pod nadzorem Berii.
- Pierwsza fala 10 lutego 1940 r. z 220 000 osób była wymierzona w osadników, osadników wojskowych i leśników. Wysłano ich na roboty przymusowe na północy Arktyki.
- Druga fala 13 kwietnia 1940 320 000 000 była wymierzona w “rodzinny system wrogów”. Zostali przymusowo przesiedleni do Kazachstanu, z czego 80% stanowiły kobiety i dzieci.
- Trzeci w czerwcu/lipcu 1940 r. z 240 000 atakował uchodźców z terytoriów okupowanych przez Niemców.
- Ostatni w czerwcu 1941 r. z 200 000 z Litewskiej SRR wysłano do obozów jenieckich i gułagów.
- Deportowanych stłoczono w nieogrzewanych wagonach bydlęcych bez urządzeń sanitarnych, z niewielką ilością jedzenia i wody. Podróż trwała około miesiąca, a wielu zmarło w drodze.